piątek, 14 sierpnia 2015

02-Pogrzeb










Oglądając zdjęcia moje i Jack'iego,doszłam do wniosku,że byłam z nim szczęśliwa.Gdybym została w Szwecji,z pewnością byłabym traktowana jak księżniczka i rozpieszczana przez księcia.Nie spotkałabym Leóna.Nie cierpiałabym.Miał 28 lat,dlaczego go zabrałeś? Niczym nie zawinił.To wszystko moja wina.Teraz uświadamiam sobie,jak bardzo go kochałam.I w pewnym sensie dalej kocham.Ale może jak przyjaciela albo brata? nie wiem.I się nie przekonam.Czy żałuję? Żałuję,że się z nim rozstałam.Mogłam żyć jak księżna,ale przede wszystkim byłabym b-a-r-d-z-o szczęśliwa. Ale nie bo wielka Violetta Castillo uniosła się dumą i forsą.Teraz prawdopodobnie by żył.Ja byłabym szczęśliwa.Może mielibyśmy już potomstwo? Teraz mam wyrzuty sumienia.To wszystko to MOJA wina.Tylko moja...



****************

Stoję,ręką opartą o fortepian.Moja dłoń podtrzymuje moją czaszkę.W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć.Jesteśmy w Paryżu.W mieście miłości,a przy mnie jest Federico.Wyjechałam raptem dwa dni temu,a on już się stęsknił.Słodkie,nie?
-Kochanie-z moich przemyślan wybudza mnie Włoski akcent,należący do mojego ukochanego.Obracam głowę w lewo,odgarniając włosy do tyłu,jednym  powiewem i uśmiecham się do Włocha.
-Tak?-pytam rozpromieniona
-Musimy pogadać.-rzuca poważnie
-Ok.O co chodzi?
-Skończył się mój żel do włosów.A taki mogę kupić tylko w Argentynie.-posmutniał.Wybucham śmiechem
-To jest ta sprawa? Kup sobie inny.W Paryżu są lepsze-mrugam do niego
-Ale nie mają aloesu!-bulwersuje się
-Kochanie.Sama ci kupię.Ty sobie odpocznij,tak?-usadowiłam go na kanapie.-zaraz wracam!-oznajmiam i wychodzę,po drodze zgarniając torebkę z fotela.

***************


  Próbuję zasnąć,ale nie mogę.Cholera.Dlaczego ja muszę o niej tak intensywnie myśleć? Miłość.Uczucie towarzyszące mi przez dłuższy okres,ale jednak nie znane mi.Gdy nie ma jej przy mnie czuję się..Tak..Taki pusty,nic nieznaczący.Brakuje mi jej uśmiechu,jej gestów i rumieńców,które pojawiały się za każdym razem,kiedy prawiłem jej komplementy.Wszystko jest moją winą.Żałuję.Czasu nie cofnę,ale może uda mi się ją odzyskać? Z czasem zapomnimy o tym,jak bardzo ją skrzywdziłem.To ja zawiniłem,bo ostatniego dnia naszego związku,powinienem za nią iść,a nie unosić się dumą..Ja schrzaniłem sprawę,a ona musi cierpieć....



Siedzę w swoim pokoju i myślę.Myślę i siedzę.Ught.Mam tego dość.Kupiłem ogromny dom,a jestem tu sam.Z własnej głupoty Z wyboru. Wybrałem samodzielne życie i co z tego mam? Oprócz milionów i sławy? Nic.Moje rozmyślania przerywa pukanie do drzwi.Kto to? Wyraźnie powiedziałem Samancie,żeby nikogo nie wpuszczała.Chyba muszę zrobić z nią porządek.. 
-Otwarte-rzucam szorstko i podnoszę się do pozycji siedzącej,w oczekiwaniu nieproszonego gościa.Drzwi się otwierają,a w nich staje Violetta,która sztucznie się uśmiecha.Przecież widzę,że jest czymś wyraźnie zmartwiona..Mnie nie oszuka..
-Ym..Wiem,że się nie umawialiśmy,ale musimy porozmawiać-mówi cichym głosem,jakby nie mogła mówić.A może się wstydzi? Ale,że mnie?
-Usiądź-nakazuje troskliwym głosem.Ona kiwa głową i siada obok mnie,jednak zachowując dystans.
-A więc,o co chodzi?-odzywam się jako pierwszy,od pięciu minut.Otwiera usta,żeby coś powiedzieć,ale zaraz je zamyka.Słyszę westchnięcie.
-Muszę coś wiedzieć.-zaczyna
-Ale co?-pytam niczego nieświadomy
-Czy ze mną jest coś nie tak?-jej ''uśmiech' zastępuje grymas
-Nie,dlaczego pytasz?-nabiera powietrza i je wypuszcza
-To dlaczego,nie chcesz komukolwiek powiedzieć,że jesteśmy razem,że jesteś zakochany?-pyta cicho
-Violetta..-wzdycham,a ona oczekuje odpowiedzi.W tym momencie nie wiem,co mam jej powiedzieć.
-Czy masz w ogóle zamiar przedstawić mnie rodzinie,albo znajomym?-pyta.Spuszczam głowę w dół,a ona kiwa zawiedziona głową.-wiedziałam-szepcze,jakby sama do siebie-przykro mi,ale ja tak dłużej nie mogę-patrzy mi w oczy-to koniec,León-dodaje
-Violetta..Nie..
-León,nic ci to nie da.Podjęłam słuszną decyzję.Życzę ci szczęścia.I żeby kolejna dziewczyna nie cierpiała,tak jak ja.
-Violu..
-Nie kończ.Nie zmienię decyzji.Tak będzie lepiej.Żegnaj,kochany-szepcze w moją stronę i zanim się oglądam,nie ma jej już w moim pokoju.Koniec naszej historii.Iść za nią? Nie.


*******************



 Siedzę z Ludmiłą przy lampce,najlepszego wina w Paryżu.Czerwone.Nasze ulubione.
-Za przyjaźń?-pyta i nadstawia kieliszek w moją stronę.
-Toast za przyjaźń-uśmiecham się i po chwili stukamy się kieliszkami,wypełnionymi czerwoną cieczą i pijemy parę łyków.
-A jak z Federico?-pytam
-Marudził mi,że skończył mu się żel do włosów.A w Paryżu ''nie ma z aloesem'',więc poszłam do sklepu,kupiłam najlepszy z aloesem i powiedziałam mu ''odwdzięczysz się później''-blondynka chichoczę,tak samo jak ja.
-Podziękował?
-A,gdzie tam! Wyrwał mi żel i pognał do łazienki.Spędził tam pół godziny.-Moja przyjaciółka kręci głową z dezorbatą,ale po chwili się śmiejemy.
-Federico jest szalony.
-Ale mój.Zaklepany,Castillo-grozi mi palcem
-Tyle mnie znasz.Wiesz,że nie odbiłabym ci faceta.No,bo patrz.Wyobraź sobie,że całuję się z Federico-patrzymy się w przestrzeń i zastygamy
-Ble,fuj-mówimy przerażone jednocześnie,a potem się śmiejemy.Słyszę dźwięk telefonu.
-Zaraz wracam-rzucam w stronę blondynki,o czekoladowych oczach i idę do swojego pokoju.

-Violetta Castillo,słucham?-zaczynam rozmowę
-Witaj Violetto.Z tej strony,mama Jack'a.Elizabeth,nie wiem,czy mnie pamiętasz?
-U.Pani Elizabeth,naturalnie,że tak.W czym mogę pomóc?-pytam lekko zmieszana
-Jutro o 17,w Szwecji.Odbędzie się pogrzeb mojego syna i razem z Oliverem chcemy,żebyś na niego przybyła.
-Oliver też będzie? Myślałam,że jest dalej w Stanach.
-Wiele się zmieniło-odpowiada krótko-możemy na ciebie liczyć?-pyta
-Ym..oczywiście,że tak.Będę.-podjęłam decyzję,bez konsultacji z menagerem.
-Dziękuję,do jutra dziecinko.
-Do widzenia-rozłączam się.
   Pogrzeb Jack'a.Ostatnie pożegnanie.Nie wiem,czy dam radę.Muszę.Dla niego.



*********************

-Jadę jutro do Szwecji-nie mogę uwierzyć w słowa siostry.Zdziwiłam się.
-Violu,jesteś pewna,że dasz radę? To długa podróż,nie potrzebnie się zdenerwujesz.
-Chloe,muszę tam jechać.I chcę-dodaje
-Na ile pojedziesz?-pytam
-Myślę,że tylko na jutro.Tego samego dnia o 22 mam samolot.
-Och.Ruggero się zgodził?
-Był wściekły,ale myślę,że zaraz mu przejdzie.-oznajmia
-Sis,moim zdaniem nie powinnaś tam jechać.Martwię się o twoje zdrowie psychiczne.
-Dam radę.Popłaczę parę godzin i mi przejdzie.Modelka nie może okazywać rozpaczy,choćby nie wiem co.Wezmę tabletki na uspokojenie i szybko pójdzie.
-Mam nadzieję-szepczę.
-Muszę już kończyć,kochana.Odezwę się za parę dni,ok?
-Yhym-mruczę
-Pozdrów rodziców i Angie.Ode mnie masz buziaki.
-Kocham cię siostra,uważaj na siebie.
-Ja ciebie też,nie bój się o to.Cześć młoda.
-Pa-rozłączam się.

       Po relaksującej kąpieli zmierzam do mojego pokoju.Słyszę,że ktoś dobija się do drzwi.A,no tak.Rodzice pojechali do Wiednia,na jakieś ważne spotkanie,gosposia ma wolne,a Angie wyszła ze swoim chłopakiem na kolację.Więc drzwi,muszę otworzyć JA,w samym szlafroku i bieliźnie.Kuźwa.
-Idę,idę!-krzyczę,ale pukanie i dzwonienie dzwonka się nasila.Co za natręt! Odkluczam drzwi,a po chwili nie kto inny jak León Verdas wpada do mojego domu jak piorun.
-Musisz mi pomóc-dopiero teraz czuję od niego woń papierosów i alkoholu.Może pijany nie był,ale pił.
-Nie mam zamiaru-syczę-a teraz wyjdź z mojego domu,już!-podnoszę wzrok,ale on ani nie tknie.
-Chodzi o Violettę-rzuca zrozpaczony.
-Tym bardziej ci nie pomogę,po tym co jej zrobiłeś? Powinnam dać ci kopa w dupę,ale taka nie jestem.Nie do mnie należy ''ta powinność''
-Muszę ją odzyskać.-rzuca pewny siebie
-Nie żartuj sobie.-kpię
-Nie żartuję.Tym razem wykrzyczę całemu światu,że ją kocham.Nie popełnię drugi raz tego błędu.
-Obiecanki cacanki,a wy potem i tak robicie co innego-warczę.
-Chloe,proszę cię-padł na kolana.
-Wstawaj,dupku!-krzyczę
-Błagam,proszę tylko o niektóre informacje.Nie będzie już cierpiała,proszę,błagam!
-Siadaj-nakazuję-mam nadzieję,że nie będę tego żałować-wzdycham
-Dziękuję-całuje moją dłoń i siada.
-Co chcesz wiedzieć?-opanowuję wściekłość
-Podaj mi jej numer telefonu.Wiem,że zmieniła-rzuca
-Wyciągaj telefon-nakazuje i już po chwili ma go w ręku.
-*********
-W którym hotelu się zatrzymali i jaki pokój.
-Hotel Weis,pokój 1092
-Będzie tam cały czas?
-Jutro jedzie do Szwecji,ale wraca w nocy s powrotem.
-Po co?
-Pogrzeb byłego.
-Och-wzdycha-ok.Jaką muzykę lubi i jakie kwiaty?
-Muzyka klasyczna,raczej spokojna.Różowe lilie.
-Kolor.
-Miętowy.
-Lubi skrzypków?
-Uwielbia.
-Dziękuję za pomoc.
-Tyle?
-Tyle.-mówi i wychodzi


 *******************

 Ubrana w czarną sukienkę i czarne szpilki udaję się na pokład samolotu,którym lecę do Szwecji.Boże.Czy ja to wytrzymam? Jestem jednym,wielkim kłębkiem nerwów.Łez na pewno nie wstrzymam,ale co zrobię,kiedy wsadzą trumnę do ziemi? Kurwa.Żebym tylko nie popełniła jakiegoś głupstwa.Pewnie zadajecie sobie pytanie kim jest Oliver? Brunet jest starszym bratem Jack'iego. Od samego początku naszej znajomości,świetnie się dogadywaliśmy.Byliśmy jak papużki nierozłączki.Mówiliśmy sobie o wszystkim.Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi,ale ten musiał wyjechać do Stanów Zjednoczonych na czas nieokreślony.Taką ma prace.Nie może odmówić.Rzadko się kontaktowaliśmy.Może ze trzy razy na pół roku? Nie pamiętam.Praktycznie od czterech lat nie mam o nim żadnych wieści,a teraz wrócił.Odzyskałam dawnego przyjaciela.Aż miło na sercu.Ciekawe jak bardzo się zmienił....



         Po czterech godzinach lotu wysiadam z samolotu i kieruję się na cmentarz.Mam tylko niecałe pół godziny.Wychodzę z lotniska.Nic się tu nie zmieniło.Budynki aż po samo niebo,dużo turystów,i tak dalej.

   Po dwudziestu minutach zatrzymuję się koło sklepiku koło cmentarza i kupuję czerwoną róże,która symbolizuje miłość.Jack je lubił.
Jak umrę,chce żebyś złożyła czerwoną różę na mój grób.
Wtedy jeszcze byliśmy razem.Nie myśleliśmy o rozstaniu,ani o śmierci.Żyliśmy chwilą.Na miejscu jestem po trzech minutach.Pani Elizabeth nic się nie zmieniła.Pozostała kobietą o rudych włosach,jest mojego wzrostu i ubrana jest tak jak ja.Przytulamy się na powitanie
-Cieszę się,że przyjechałaś taki kawał drogi.Dziękuję-szepczę w moje ramię
-Nie ma pani za co dziękować.Wie pani,że dla Jack'a zrobiłabym wszystko-wyznaję-A gdzie Oliver?
-Zaraz powinien tu być.Musiał coś załatwić na mieście,ale obiecał,że zdąży.-odpowiada
-Yhym-mruczę pod nosem.Mama mojego byłego podpytała mnie czy mam kogoś,jak się czuję i tak dalej.Powiedziałam jej wszystko,w końcu miała być moją teściową.Bardzo się lubiłyśmy.I lubimy.Po paru minutach zjawia się mój dawny przyjaciel.Wyprzystojniał.Ma kasztanowe włosy z grzywką,ubrany w czarny smoking,trzymający jakiś kwiatek.Jego niebieskie oczy nie mają tego samego blasku.Stracił brata,którego bardzo kochał.Nie dziwię mu się.Kiedy dostrzega,że jestem obok zamiera
-Violetta-szepcze
-We własnej osobie-wymuszam uśmiech
-Nie poznałem cię..Ty..ty..Zmieniłaś się.
-Przestań,tylko trochę wyszczuplałam i zmieniłam kolor włosów i inaczej się maluję,tyle.
-Wyglądasz pięknie.
-Dziękuję.Nie wiedziałam,że wróciłeś ze Stanów.Dlaczego się nie odzywałeś?
-W pracy nie mogłem,po pracy też,a jak wróciłem,to..nieważne.Szkoda,że takie okoliczności cię tu sprowadzają.
-Masz rację.Wiem,że byłeś bardzo zżyty z Jack'iem.Pewnie jest ci trudno?
-Nawet nie wiesz jak-rzuca smutny.W naszej rozmowie przeszkadza ksiądz,który zaczyna pogrzeb.

-Jesteśmy tu,aby pożegnać,zmarłego już Jack'a Gomez.Miał dwadzieścia osiem lat i z tego co nam wiadomo,zaćpał się na śmierć,przez nieudaną miłość-spuściłam głowę w dół-jesteśmy tu,aby dodać mu otuchy w ostatnich chwilach na Ziemi,gdyż już za chwilę,zostanie prawowitym pomocnikiem Jezusa Chrystusa,pana Naszego.
-Wieczne odpoczywanie racz dać mu panie,a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków Amen,niech odpoczywa spokojem wiecznym..

   Ceremonia trwała jeszcze dziesięć minut.Każdy z nas,zebranych powiedział coś o moim byłym.Ja też.Nadszedł czas,na pochowanie.Boże.Nie.Teraz muszę ryczeć? Płaczę,kiedy chowają go do grobu,w którym spędzi wieczność,aż po skończenie świata.Mojej reakcji nie jest obojętny Oliver i mocno tuli mnie do siebie,czym dodaje mi choć trochę otuchy.


Nie mogę,ani nie chcę powstrzymać łez.W takim momencie to niemożliwe.Wtulam się w Olivera.Potrzeba mi teraz ciepła mężczyzny,przyjaciela.Pogrzeb się kończy.Stoję w cieniu,w odległości o parę metrów od grobu.Obok mnie jest Pani Elizabeth i przyjaciel.Patrzę na kwiat,który trzymam w dłoni.Odrzucam rękę Olivera i idę powolnym krokiem,do grobu Jack'a.

Obracam różę w dłoni.Boże.Tak bardzo chciałabym,żeby to okazało się nie prawdą.Chciałabym się teraz obudzić,ale nie mogę.Chcę,żeby to wszystko było jednym wielkim koszmarem,który nigdy się nie ziści. Chciałabym obudzić się teraz wtulona w Jack'a.Ucieszyłabym się,że nic się nie wydarzyło,a my jesteśmy szczęśliwi.Żywi.Ale to niemożliwe.Bóg zabrał go do siebie,widać był mu tam potrzebny.

Kucam przed jego grobem.
Wiem,że mnie teraz słyszysz.Możliwe,że jesteś obok mnie i mnie przytulasz,ale ja tego nie czuję.I nie poczuję.Mam nadzieję,że kiedyś wybaczysz mi,to co zrobiłam,że kariera była dla mnie ważniejsza,niż miłość.Byłam młoda i głupia.Zraniłam nas.Nie dałam szansy na lepsze jutro.Zniszczyłam cię,zabiłam.Wiesz,że teraz bardzo mi cię brakuje? Jeśli mogłabym cofnąć czas,cofnęłabym go,do momentu naszej pierwszej randki.Pamiętasz? Było cudownie.Romantyczna kolacja nad jeziorem.Przejażdżka dorożką.Postarałeś się.Nawet nie wiesz,ile to dla mnie znaczyło.Byłam wtedy szczęśliwa,a teraz? Teraz czuję przepełniającą mnie pustkę.Straciłam ważną memu sercu osobę.Nie jest mi z tym łatwo.Pewnie będziesz teraz moim Aniołem Stróżem,co Jack? Będziesz mnie chronił,choć nie będę tego widzieć.Załóżmy taką sytuację: ktoś mnie porwał,ale porywaczowi coś się staje i jestem wolna.Wtedy będę miała absolutną pewność,że to ty uchroniłeś mnie przed najgorszym.Mam nadzieję,że jeszcze kiedyś zawitam w Szwecji.Złożę czerwoną różę na twój grób,jak chciałeś i znowu powiem swój monolog do ciebie.Pierwsze muszę mieć czas wolny.Wtedy przyjadę tutaj.Zwierzę ci się.Bo wiesz,że zawsze ci ufałam? Kocham cię Jack.Żegnaj...-kończę swój monolog,który przeprowadziłam w myślach i kładę różę na jego grób....


-Violetta! kochanie,poczekaj-słyszę kobiecy głos,należący do ''mamy''
-Tak?
-Jack kazał mi to przekazać,po jego śmierci.-wręcza mi nieśmiało kopertę-to chyba list,nie wiem.To jego ostatnia wola na łożu śmierci.Spełniam ją-wyjaśnia
-Ym..dziękuję.
-Wpadniesz do nas na herbatkę?
-Z chęcią,bo za trzy godziny mam lot i nie wiem co z sobą zrobić-uśmiecham się.


    W posiadłości Gomez'ów zjawiam się po godzinie drogi.Siadam na kanapie w salonie.Wszędzie zdjęcia Jack'a,Olivera i moje z nimi.Słodkie.Po chwili Oliver przynosi mi zieloną herbatę z imbirem.
-Dziękuję-mruczę
-A teraz opowiadaj.
-Ale co?
-Co się z tobą działo,przez te lata.
-Nie ma czego opowiadać,same bzdety.
-Jesteś jeszcze z Leónem?-pyta,a mi opada kopara.Skąd o tym wie?-czytałem w gazecie.Kiedyś tam-wyjaśnia widząc moją minę.
-Już dawno się rozstaliśmy.
-Mogę wiedzieć,o co poszło?
-Nie chcę o tym mówić-szepczę zdołowana.
-Nie zmuszam-uśmiecha się-wypiękniałaś,wiesz?
-Dzięki.Ty też.
-E,tam.-macha ręką-dalej mieszkasz w Buenos Aires?
-Tak,ale rzadko tam bywam.Praca modelki mi na to nie pozwala-wyjaśniam
-Chloe podobno wróciła?
-Tak,skąd o tym wiesz?
-Jade mówiła mojej mamie.
-One jeszcze ze sobą rozmawiają?
-Od czasu do czasu.Po parę godzin.
-Ou..-rzucam.-a jak u ciebie? Znalazłeś sobie wybrankę?
-Tak,ale i nie..-jego mina znowu robi się smutna.
-O co chodzi?
-Z Juliet byłem pół roku.Niestety ktoś ją potrącił.Zginęła na miejscu.
-Bardzo mi przykro.
-Było,minęło.
-Fajne masz podejście do sprawy,wiesz?
-Wiem-śmieje się-dawne dzieje.Nie żyję przeszłością.
-Tak,masz dobre podejście-chichoczę.-co teraz będziesz tu robił?
-Nie wiem,ale mam niespodziankę..
-Jaką?-pytam entuzjstycznie
-Za dwa tygodnie przyjeżdżam do Buenos Aires.Na trzy lata.
-Aaa!-piszczę i rzucam mu się na szyję.
-Firma przeniosła mnie tam.Więc panno Castillo,nie pozbędziesz się mnie tak łatwo-puszcza mi oczko,a ja chichoczę
-Wcale nie chcę.Wspaniale będzie mieć tam tak cudownego przyjaciela.Tylko,że..ja teraz jestem w Paryżu..Ale może wyrobię się na twój przyjazd.
-Mam nadzieję,bo nie znam miasta i trzeba mi przewodnika.
-Jeśli nie uda mi się wrócić,to wynajmę Chloe,a potem to nadrobimy.-mrugam
-A,muszę się jeszcze przywitać z Chloe..Dawno jej nie widziałem.To już z parę lat..
-Tak.-potwierdzam.

       


Za pozwoleniem pani Elizabeth znajduję się w pokoju Jack'a.Nic się nie zmieniło.Wodne łóżko,multum stereo i telewizory.To był jego świat.Sięgam do torebki.Wyjmuję jego list.Wyjmuję go z koperty i otwieram.Czytam...:

   Kochana Violetto!
Piszę ten list w szpitalu,więc mogę trochę bredzić..
Nie miej wyrzutów sumienia,bo wiem,że będziesz je mieć.
Znam cię.
Jak własną kieszeń.
Nie obwiniaj się za moją śmierć.
Wszystko jest moją winą.
Zakochałem się.
W tobie.
Na zabój.
Niepotrzebnie.
Miłość mnie zniszczyła.
Nie mogłem sobie poradzić z utratą osoby,którą kochałem.
Piłem i ćpałem.
Dawało mi to otuchę.
Ale nie tego dnia.
Narkotyki nie chciały pomóc.
Ćpałem jedną saszetkę,za drugą.
W końcu krew puściła mi się z nosa i serce zatrzymało.
Chciałem śmierci,ale nie podświadomie.
Zrobiłem to,bo chciałem zapomnieć.
Ale nie martw się.
Tam będzie mi lepiej.
Nie będę cierpieć.
Będę cię strzegł.
Nie pozwolę cię skrzywdzić.
W pełni rozumiem twoją decyzję.
Byłaś młoda,chciałaś się rozwijać.
Rozumiem,naprawdę.
Nie zadręczaj się.
Piszę ten list,żeby powiedzieć ci,ze bardzo cię kocham.
Byłaś moją jedyną miłością.
O której nie potrafiłem zapomnieć.
Wszędzie cię widziałem.
W parku.
Nad jeziorem.
I tak dalej.
Czasem te wspomnienia,a raczej halucynacje były przyjemne.
Lubiłem wspomnienia,związane z tobą.
Czuję,że zaraz umrę.
Więc kończę.
To nie jest pożegnanie.
Zobaczymy się.
Kiedyś.
Bardzo cię kocham.
Nie zapominaj o tym


          Twój,na zawsze Jack....



_________________________________________________________________________________
Wiem,wiem.Rozdział trochę smutny :( musiał taki być.Dla poprawy humoru dałam wam Federico,który nie miał żelu do włosów z aloesem :D potem miał :P. Mam nadzieję,ze rozdział się Wam podobał? 
Nie wiem kiedy pojawi się następny.Dzisiaj jadę do siostry.Wracam jutro.Nie wiem czy będę miała siłę siąść na komputer.
Nie mam dziś pomysłu na notkę,wybaczcie :/
A na koniec beso Leonetty: <3


 




































2 komentarze:

  1. :'( Będę płakać!
    Wiki prosze nie takie depresyjne rozdziały!
    Ja mam słabe nerwy!
    Tak tylko mówię!
    Rozdział cydny!
    Pozdrawiam
    Cysia
    PS. Mam nadzieje że kiedyś wpadniesz-http://leonettahistoryjka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Pogrzeb Jacka
    Spotkanie z Oliverem
    Płacz Vilu
    A przede wszystkim BARDZO WZRUSZAJĄCY LIST JACKA!!!!!!!
    Naprawdę piękny!!!! Mam nadzieję, że Jack to aniołek Vilu. Ma ją strzec i pilnować!!!
    Dalej nic nie piszę. Po prosu brak mi słów (w dobrym znaczeniu:))
    Rozdział ZAJEFAJNY
    Napisałabym dłuższy kom., ale jutro od 8 w jednym Kościele, potem od 9 pod szkołą i od 10 w 2 Kościele muszę stać z pocztem. Chyba rozumiesz. Nie?
    Ok to papatki!!!!<3<3<3<3<3<3<3<3
    Idę udać się w kimono!!!
    <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń